To jedna z tych sesji, których wykonanie niesamowicie odwlekło się w czasie – Ewelina namawiała mnie na nią prawie dwa lata :). Znamy się od dawna i nie ukrywam, że Ewelina to bardzo ważna modelka w mojej karierze fotograficznej – jej sesja portretowa była pierwszą sesją studyjną, jaką opublikowałem na moim blogu. Wtedy dopiero zaczynałem swoją przygodę z fotografią studyjną i nie wiedziałem jeszcze, czy starczy mi zapału by iść dalej tą drogą…. Tak czy inaczej, Ewelina chciała mieć również sesję sensualną i taką udało nam się w końcu zaplanować.
Modelka sama zadbała o wizaż, który zresztą za moją sugestią był bardzo delikatny – zawsze powtarzam, że do sesji kobiecych nie pasuje mocny makijaż. Za całą stylizację posłużyły stringi i jakaś narzutka, którą Ewelina miała ze sobą. Wyjątkowo dla mnie, całość sesji powstała w świetle zastanym. Po pierwsze, jestem coraz bardziej leniwy i nie chce mi się rozkładać góry sprzętu, zwłaszcza gdy wiem, że uzyskam podobne efekty przy użyciu światła zastanego. Po drugie, był słoneczny wiosenny dzień i światła z okna było naprawdę dużo.
To druga sesja, w której jako główny aparat służył mi Fuji x-t2 z obiektywami 35/1.4 i 56/1.2. Pierwszą sesję z Asią opisałem już wcześniej, napisałem też kiedyś artykuł dlaczego nie lubię Fuji 🙂 Myślę, że jestem już na tyle oswojony z tym sprzętem, by napisać o nim parę słów. Powyższy zestaw mogę porównać z Nikonem D750 i tamronami 45/1.8 i 85/1.8. Uwaga pierwsza: fuji x-t2 z gripem waży chyba nawet więcej niż Nikon D750 bez gripa, a trzyma się go zdecydowanie gorzej. Oczywiście, same obiektywy nadal są lżejsze, a dzięki gripowi dużo wygodniej wykonuje się pionowe kadry, poza tym czas pracy na bateriach jest zbliżony do Nikona (w obu przypadkach można wykonać sporo ponad 1000 zdjęć na jednym zestawie baterii). Po zainstalowaniu upgrade’u firmware w Fuji do poprawki Kaizen 4.0 autofocus miał ulec poprawie. W mojej ocenie autofocus w D750 nadal jest szybszy i pewniejszy w trudnych warunkach ośwetleniowych. Różnica nie jest duża, ale D750 daje minimalnie większą pewność i więcej trafionych zdjęć. Również kultura pracy autofocusa jest zupełnie inna – tamrony są niesłyszalne, obiektywy fuji to ciche wiertarki. Oba tamrony oferują również stabilizację obrazu, ale przy takich sesjach nie ma to kompletnie żadnego znaczenia. Jeśli chodzi o głębię ostrości, to oba zestawy oferują bardzo podobne możliwości. Ostrość na pełnej dziurze wydaje się trochę lepsza w Nikonie. Gdybym miał jednym zdaniem podsumować to porównanie, to Fuji daje więcej radości z fotografowania, a Nikon jest trochę pewniejszym narzędziem. Rozum podpowiada powrót do Nikona – ale nie potrafię zrezygnować z dobrodziejstw EVF z histogramem w wizjerze i z czarnobiałym obrazem wtedy, gdy tego chcę. Spodziewajcie się kolejnych sesji z Fuji ;).
I chociaż autofocus nie uległ istotnej poprawie, nowy firmware Fuji przyniósł inną wielką zmianę: znacząco poprawił możliwości nagrywania filmów. Włącznie z nową opcją slow motion, czyli nagrywania filmów w zwolnionym tempie. Nie mogłem się oprzeć i nakręciłem krótką próbkę takiego materiału – możecie go obejrzeć poniżej. Ja nigdy filmów nie kręciłem, ale jeśli taka forma prezentacji się wam podoba, dajcie znać w komentarzach, postaram się zmontować podobny materiał również z następnych sesji.
O oświetleniu nie mam tym razem co pisać, bo tak jak wspominałem, używałem światła zastanego, gdzieniegdzie tylko pomagając sobie blendą. Co do blendy – najchętniej używam okrągłej blendy 110cm, większe są nieporęczne. Mam pewną ogólną zasadę jej stosowania, z której rzadko rezygnuję: strony białej używam przy odbijaniu bezpośredniego światła słonecznego (lub błysku lampy skierowanej na blendę), strony srebrnej natomiast przy odbijaniu światła niebezpośredniego. Ponieważ w okno nie świeciło bezpośrednio słońce, do tej sesji używałem srebrnej strony blendy.