Ostatnio, opisując moją budżetową wersję stanowiska do obróbki zdjęć, wspomniałem, że napiszę również parę słów o tym, jak tanio skompletować wyposażenie domowego studia. Parę słów o tym, jak ja to zrobiłem.
Na wstępie: żaden ze mnie ekspert, przeciwnie, jestem początkującym amatorem. Moje porady traktuj zatem z odpowiednią ostrożnością 😉
Po pierwsze – warto kupować sprzęt używany. Co do modyfikatorów światła, sprawa jest jasna – jeśli softbox nie jest brudny ani rozdarty, a wrota nie są połamane, to ich funkcjonalność i trwałość nie różni się od nowego sprzętu. Gorzej z lampami, bo tu znajdują się elementy, które się zużywają – palnik, wentylator, kondensatory itd. Ale: jeśli nie chcesz zostać zawodowym fotografem, to studio w najlepszym razie będziesz rozkładał kilka razy w miesiącu, a w najgorszym – kilka razy w roku. Szansa, że trafisz na trupa, który zepsuje się przy tak rzadkim używaniu, nie jest duża. Co więcej, sprzęt używany na ogół ma również mały przebieg, bo pochodzi od innych domorosłych fotografów, którzy znudzili się zabawą w fotografię studyjną, często po dwóch – trzech sesjach, kiedy okazało się, że dziewczyny jakoś nie wyskakują z ciuchów na sam widok lamp studyjnych, i że w dodatku sam sprzęt nie wystarczy by zrobić „ładne foty”.
Tym niemniej – zakup używanych lamp to zawsze jakieś ryzyko. Dotychczas kupiłem takie cztery – i piątą reporterską – i żadna mnie nie zawiodła.
Kupujemy oczywiście na allegro. Wybór jest mały, ciekawe oferty pojawiają się rzadko – warto jednak czekać na okazję. Dwie pierwsze lampy kupiłem w zestawach ze statywem i softboxem – za lampy odpowiednio 300Ws i 400Ws z chińskimi statywami W806 i softboxami 90×60 i 120×80 zapłaciłem w sumie 600zł. Tyle kosztuje nowa sama jedna lampa. Myślę, że warto podjąć ryzyko zakupu używki przy takiej różnicy w cenie.
Zanim zaczniemy zakupy, warto przejść następującą drogę myślową: lampy studyjne kupuje się po to, by móc zastosować różne modyfikatory światła. Niektóre z nich sporo tego światła zabierają. Wynika z tego, że powinniśmy kupować możliwie mocne lampy, o ile nas na to stać. Mnie na razie wystarcza 400Ws jako najsilniejsze źródło światła, ale chciałbym mieć więcej. Lampy 200Ws przydają się wyłącznie jako dopełnienie czy kontra, raczej nie jako światło główne. Lamp mniejszej mocy kupować nie warto. Dobrze oczywiście, by miały możliwie dużą możliwość regulacji siły błysku, aczkolwiek większość współczesnych lamp taką możliwość posiada.
No dobrze, moje propozycje zakupowe:
Jeśli chodzi o lampy, do domowego studia wystarczą zwykłe typowe chińczyki: Poverlux, Quantuum, CY-xxxK, i inne. Ważne, by miały mocowanie Bowens, które jest najbardziej uniwersalne i do którego znaleźć można najwięcej modyfikatorów. Używam lamp Poverlux, CY-400K, Quantuum PT200 i wszystkie spełniają swoje zadanie. Występują między nimi niestety różnice w zakresie barwy światła, ale dla mojego amatorskiego zastosowania da się z tym żyć. Lepiej kupować lampy jednego producenta, ale w używkach trzeba brać co jest. Dobrze mieć przynajmniej dwie takie same lampy – ważne wtedy, gdy chcemy mieć dwa równie silne źródła światła, na przykład przy zdjęciach symetrycznych.
Modyfikatory śwatła – na początek polecam średniej wielkości softboxy. Dają dużo możliwości, a potem sami dojdziemy do tego, co jeszcze nam jest potrzebne – słoneczko, strumienica, wrota czy co innego. Nie polecam na początku parasolek, jeśli planujesz zdjęcia w małym pomieszczeniu – światło odbija się od ścian i sufitu i efekty są zupełnie inne od oczekiwanych. Warto dołożyć do softboxów. Jeśli planujesz głównie portrety, możesz zastanowić się nad słoneczkiem albo taniej – nad softboxem oktagonalnym.
Bardzo polecam wybieranie softboxów z gridem, czyli plastrem miodu – albo przynajmniej takich, do których można grid dokupić.
Statywy – najtańszym godnym zakupu jest chiński W806 z allegro, udźwignie każdą naszą lampę z każdym modyfikatorem. Nie należy kupować tańszych modeli W803, nie nadają się do niczego poza jednym – fotografią w plenerze z lampą reporterską (wtedy akurat warto taki statyw mieć). Do lamp studyjnych się nie nadaje. Lepsze od W806 są statywy Quantuum air z amortyzacją powietrzną.
Tło – Najwygodniej jest zamocować tło na uchwytach w suficie lub na ścianie, bo odpada problem każdorazowego rozkładania i chowania całego zestawu. Ja mam zamocowane dwa tła pod sufitem, z ręcznym napędem – takie rzeczy też można kupić używane. Polecam dokupić aluminiowe tuleje dla usztywnienia tła (tego już w używkach nie widziałem) bo uchwyty trzymają tło tylko na jego końcach i kartonowa tuleja może się wypaczyć. Jeśli nie ma możliwości zawieszenia tła na stałe, można kupić rozkładany zestaw składający się z dwóch statywów i poprzeczki, ale jest to dużo mniej wygodne rozwiązanie.
Jeśli chodzi o tła, najtańsze są sztuczne z PCV – i od nich można zacząć. Mają dwie zalety: nie niszczą się zbytnio i są bardzo tanie. Mają też wady: są najbrzydsze i w dodatku gdy modelka znajduje się blisko tła a głębia ostrości jest duża, można zobaczyć na zdjęciu strukturę tła. Co więcej, praktycznie nie da się tego uniknąć na podłodze przy zdjęciach całej sylwetki. Osobiście posługuję się takimi tłami i szczerze ich nie cierpię. Dojrzewam do zmiany. W przypadku tła z PCV długość 5m prawie zawsze wystarczy.
Najbardziej uniwersalne są tła kartonowe. Ich jakość jest dużo większa, ale łatwo się brudzą i nie da się ich wyczyścić, więc po pobrudzeniu trzeba obciąć uszkodzoną część. Dlatego lepiej kupować tła o długości 10m – bo dużo więcej można odciąć bez potrzeby wymiany całego tła.
Są jeszcze tła materiałowe, tak zwane gnieciuchy. Z reguły można je prać w pralce. Mogą być jednobarwne albo w różny sposób malowane.
Szerokość tła: kupowanie teł szerokich na 1,7m mija się z celem, chyba że szersze w waszym domu po prostu się nie zmieści. I nawet wtedy sens ich kupowania jest mały. Do wszystkiego innego poza portretem te tła są za wąskie, a portret możesz zrobić wykorzystując jako tło ścianę lub dużą blendę. Tło należy kupić szerokości 2,7m.
Dodatki. Parę rzeczy warto jeszcze w studiu mieć.
Po pierwsze, tak zwany tethering, o którym pisałem wcześniej przy okazji opisywania tetheringu w Pentaksie i karty Transcend Wifi.
Po drugie, radiowe wyzwalacze do lamp. Opieranie się wyłącznie na fotocelach jest praktyką zawodną, zwłaszcza gdy zaczniemy używać światła kierunkowego, zakładając plastry miodu na nasze modyfikatory światła. O wyzwalaniu za pomocą kabla nie wspominam, bo to prehistoria ergonomii. Najwygodniej jest posiadać radiowy wyzwalacz lamp błyskowych, zwłaszcza że jest to rzecz naprawdę niedroga.
Systemów na rynku jest bardzo dużo, ja używam i polecam wyzwalacze Yongnuo. Osobiście używam wersji RF603 II, obecnie są już dostępne RF605. Jedne i drugie są świetne, system można dowolnie rozbudowywać, zasilane zwykłymi paluszkami, są niezawodne i naprawdę godne polecenia. Wcześniej używałem jakiegoś najtańszego badziewia, które wyzwalało lampy mniej więcej co drugie zdjęcie – naprawdę warto dołożyć do Yongnuo. Z nowym wyzwalaczem z reporterskimi lampami Yongnuo 560 III i IV możliwe jest nawet grupowanie lamp i zmiana ich mocy z poziomu wyzwalacza, bez podchodzenia do lampy – ja tego jeszcze nie używam, ale widać że system jest rozwojowy. Trzeba tylko pamiętać, że jeśli chcemy używać RF603 do wyzwalania lamp studyjnych, trzeba dokupić do nich wężyk, którego nie ma w zestawie – konkretnie taki: Yongnuo LS-PC635
I to by było na tyle…