Edytorial w magazynie SALYSE

Dziś opis sesji która z założenia miała być edytorialem do magazynu modowego. W założeniu chcieliśmy zrobić zdjęcia beauty z wykorzystaniem pięknego naszyjnika, który wypożyczyłem od jego twórczyni, Adrianny Latosik z Adrianaszu.

Pozowała Scarlett Thompson, z którą miałem już okazję pracować. Za wizaż odpowiadała – jak zwykle ostatnio – Magda Sadowska za Żródeł Piękna. Jednym słowem, mocny zespół i ciekawa biżuteria – co mogło pójść nie tak?

Jak się okazało – sporo 🙂 Popełniliśmy, głównie podczas samych przygotowań do sesji, sporo błędów (piszę w liczbie mnogiej, ale niestety to głównie ja jestem za to odpowiedzialny). Po pierwsze, mieliśmy tylko ogólny zarys stylizacji i wszystko ustalaliśmy dopiero na miejscu. Stylizacja brązowo-biała powstała z dwóch kawałków materiału, które przywiozła Magda i które narzuciliśmy na modelkę i spięliśmy je agrafkami. Ostatecznie jakoś to wyszło,ale materiał był pognieciony i matowy, co po pierwsze wygenerowało masę problemów podczas retuszu, a po drugie nie dało efektu „wow”, przynajmniej w mojej ocenie. Do drugiej stylizacji chcieliśmy wykorzystać niebieską suknię z piórami – pomysł dobry, ale wcześniej niesprawdzony i dopiero na miejscu okazało się, że suknia ma dekolt z tyłu. Naszyjnik na sukience zabudowanej pod szyję nie wyglądał dobrze. Spróbowaliśmy ubrać suknię tyłem do przodu, ale wtedy dekolt okazywał się za duży i wyszłaby z tego sesja topless, a tego większość magazynów nie chciałaby opublikować. Ostatecznie zrezygnowaliśmy z sukni i wyjęliśmy z szafy futro mojej żony. I nawet bardzo dobrze to z naszyjnikiem wyglądało – mocna stylizacja rodem z Gry o tron: futro, naszyjnik z wilkiem… Problem w tym, że make-up stworzony był z myślą o pierzastej sukience – a do obecnej stylizacji nie pasował w ogóle. To jest chyba rzecz którą uważam za nasz największy błąd: mieliśmy ciekawy make-up, ciekawą stylizację, problem w tym, że jedno zupełnie nie pasowało do drugiego. Do dziś kiedy patrzę na te zdjęcia widzę od szyi w dół waleczną księżniczkę z Gry o tron, a od szyi w górę wizaż pasujący do falbanek, piórek i motylków.

Najzabawniejsze, że ostatecznie materiał został przyjęty i opublikowany.

Jeśli chodzi o oświetlenie, to był to standardowy setup do beauty – oświetlenie clamshell z beauty-dishem u góry i parasolką na podłodze, dwie kontry z tyłu i z boków oraz jedna lampa skierowana na tło.

Sesja została opublikowana w marcowym wydaniu magazynu SALYSE. Całość można obejrzeć tutaj, pod tytułem The Wolf and the Butterfly (co oczywiście również było błędem – na naszyjniku poza wilkiem jest ważka, czyli dragonfly, a nie motyl…) Podsumowując – tym, czego zabrakło, to odpowiednie planowanie. Stylizacje, make-up, to rzeczy które powinny być omówione i ustalone przed sesją. Brak odpowiedniego planu o mało nie odebrał nam szansy na publikację. I dobrze się stało – w końcu na błędach się uczymy. Choć lepiej uczyć się na cudzych….

Leave a comment